Żeby z Lolitoktok dojechać do Mombasy, trzeba się troszkę wrócić w stronę Nairobi, do miasta o przedziwnej nazwie Email (Bus kosztuje 300Ks) , a potem już prosto do Mombasy (700Ks). Można tez skrócić trochę drogę o dobrych 100km, ale trzeba przebić się przez Tanzanię. Niestety nie mogliśmy uzyskać pewnych informacji czy da się to zrobić bez kupowania za 100$ wizy, dlatego zrezygnowaliśmy z tej trasy. Nie wiedzieliśmy czego spodziewać się po Mombasie, ale już od pierwszych chwil w tym mieście zdawaliśmy sobie sprawę że przyjazd tu to strzał w dziesiątkę. Miasto to istny magiel kulturowy, czułem się tam jak w domu. Przez setki lat przez półwysep przetaczały się, rożne nacje. Swoje piętno na mieście, oprócz rdzennych Afrykańczyków zostawili, Arabowie, Portugalczycy, Anglicy oraz tysiące innych kupców z Chin, Indii i Indonezji. Od razu widać to na mieście, mimo ze panuje tu islam, jest kolorowo, wesoło, a cale życie toczy się na ulicy.
Znaleźliśmy w miarę tani nocleg w Hotelu Plaza, 500Ks, i bez obawy, wieczorem poszliśmy w miasto. Na ulicach jest pełno straganów ze słodkimi ciastkami, czajem, przepysznymi samosami, smażoną lub wędzoną ryba, daktylami, Świerzymi sokami, owocami i wszystkim czego sobie można wymarzyć. Do tego, jako że to miasto portowe, ulice zawalone są kramami z najróżniejszymi towarami a Chin, od koszulek, przez ładowarki do telefonów, po motory. Postanowiliśmy zostać jeszcze jeden dzień. W miasto ruszyliśmy z rana, tu na wybrzeżu panują nieludzkie upały, jedyne schronienie dają podcienia starych pokolonialnych budynków. Do południa kręciliśmy się po starym mieście, mimo ze to dość biedna i trochę zaniedbana dzielnica ma swój niepowtarzalny urok. Wreszcie pojawił się orzeźwiający sok z trzciny cukrowej, niewidziany przez nas od czasów Egiptu. Po południu kupiliśmy bilet, na jutrzejszy autobus do Lamu - 700Ks. Jeszcze wrócimy do Mombasy, na pewno, na kilka dni bo warto i mamy stad lot, do Brukseli 22go. Tu upal, słonko, przepięknie, a w Europie pewnie dalej mrozy - bryyy......
Znaleźliśmy w miarę tani nocleg w Hotelu Plaza, 500Ks, i bez obawy, wieczorem poszliśmy w miasto. Na ulicach jest pełno straganów ze słodkimi ciastkami, czajem, przepysznymi samosami, smażoną lub wędzoną ryba, daktylami, Świerzymi sokami, owocami i wszystkim czego sobie można wymarzyć. Do tego, jako że to miasto portowe, ulice zawalone są kramami z najróżniejszymi towarami a Chin, od koszulek, przez ładowarki do telefonów, po motory. Postanowiliśmy zostać jeszcze jeden dzień. W miasto ruszyliśmy z rana, tu na wybrzeżu panują nieludzkie upały, jedyne schronienie dają podcienia starych pokolonialnych budynków. Do południa kręciliśmy się po starym mieście, mimo ze to dość biedna i trochę zaniedbana dzielnica ma swój niepowtarzalny urok. Wreszcie pojawił się orzeźwiający sok z trzciny cukrowej, niewidziany przez nas od czasów Egiptu. Po południu kupiliśmy bilet, na jutrzejszy autobus do Lamu - 700Ks. Jeszcze wrócimy do Mombasy, na pewno, na kilka dni bo warto i mamy stad lot, do Brukseli 22go. Tu upal, słonko, przepięknie, a w Europie pewnie dalej mrozy - bryyy......