Sezon jesienno-zimowy się zaczyna czas więc wyruszyć w podróż. W tym roku mam niestety mniej czasu tyko 2 i pół miesiąca, długo się zastanawiałem gdzie jechać. Wybór padł na Nepal, po ostatniej wizycie czułem niedosyt Himalajów. Tym razem wybieram się z moją dziewczyną Isą. Ciekawe jak to będzie, na pewno wesoło:)
Udało nam się kupić bilety do Delhi, w dwie strony za 550€. Została jeszcze kwestia wiz. Isa swoją wyrobiła w Berlinie, trwało to około tygodnia, ja wyrabiałem ją w Warszawie.
Termin wylotu zbliżał się nieuchronnie, a o wizie ani słychu ani widu. Dwa tygodnie od złożenia wniosku i cisza, proszę czekać i być cierpliwy, usłyszałem w słuchawce. Tak proszę Pani, ale ja po jutrze wylatuje!!!
Nie było wyjścia, spakowałem się szybko i ruszyłem do ambasady popchać moje sprawy.
Takich turystów jak ja było dużo, wszyscy czekaliśmy cierpliwie do 20tej aż konsul wklei papierek umożliwiający mój pobyt w Indiach. Wizę dostałem półroczną z możliwością nieskończonej ilości wjazdów i wyjazdów z kraju.
Z Warszawy pociągiem dojechałem do Berlina, tam spotkałem się z Izą, spędziłem noc na małym lotnisku Shonenfeld, a rano via Moskwa polecieliśmy do Delhi.
Stolica powitała nas monsunowym deszczem i mimo że to była piąta rano temperatura sięgała 30stopni. Metro rusza dopiero o 6 rano, chcąc nie chcąc zmuszeni byliśmy korzystać z komunikacji autobusowej. Już od samego początku zgrzyt, wiadomo Indie. Kontroler nie miał wydać 50RP, a gdy domagałem się reszty ten po prostu sprzedał nam dodatkowe 2 bilety. Taaa.... na szczęście będę tu krótko, tak krótko jak się tylko da.
Po obejściu kilku hoteli znaleźliśmy taki, gdzie prześcieradło miało tylko około miesiąca, a spod plam i szarości w kilku miejscach prześwitywał biały kolor.
Zmiana czasu i trudy podróży dawały nam się we znaki. Cały dzień spędziliśmy na spaniu i szlajaniu się po mieście, i odsyłaniu z kwitkiem namolnych sprzedawców i rykszarzy. Kupiliśmy bilet na następny dzień na 19.50 do Gorakhpur(162 Rp jeden).
Podróż trwała całą noc, ja, w przeciwieństwie do Isy spałem jak dziecko, wyłączyłem się zupełnie, ona niestety poddała się pociągowemu życiu i co chwila musiała się opędzać od różnej maści żebraków, ściemniaczy i sprzedawców chińskiego badziewia.
Pociąg przyjechał prawie o czasie. Czas na dalszą podróż. Naprzeciwko dworca stoją autobusy pod Nepalską granice. Po dwóch godzinach i ubożsi o 60Rp. Byliśmy na miejscu. Oczywiście rzucili na nas się rykszarze, ciągnąc nasze plecaki wykrzykując long way, cheep price!!! ale ja wiedziałem że do granicy jest raptem 300m.
Wizę wzięliśmy miesięczną koszt 40$ płatne w dolcach plus jedno zdjęcie. W Katmandu i Pokarze istnieje możliwość przedłużenia jej o kolejny miesiąc.
Ostatnią częścią podróży był 200km odcinek do Pokary. Bilet na nocny autobus kosztował 350RP (1€=100Rp) a cała podróż trwała raptem 12 godzin. Wymęczeni ale szczęśliwi po 32 godzinach tułaczki znaleźliśmy się na miejscu.
2 komentarze:
czolem! tu ziemniak, pamietasz mnie??:) pisalem juz wczesniej komentarz pod wpisem nt treku wokol annapurny, ale chyba nie zauwazyles :)..jak z kosztami w Indiach i Nepalu?? bylem tam ostatnio ponad poltora roku temu i nie wiem jak teraz bo laduje w Kathmandu 14listopada. pozdr
Ceny się nie zmieniły, dalej taniocha,dalej fajnie w Nepalu i obskurnie w Indiach. Czasami czuje się jak by nic się nie zmieniło od 100 lat. Ja niestety 14go wracam do Europy. Pozdro
Prześlij komentarz