W Bangalore wylądowałem rano. Niestety nie mogłem znaleźć taniego rządowego autobusu do Poundochery. W informacji wysyłali mnie z jednego dworca autobusowego na drugi, w końcu żeby nie spędzić całego dnia w tym głośnym, tłocznym mieście zdecydowałem się na drogi prywatny autobus-450Rp. Ponduchery to stara Francuska kolonia, miasto zupełnie inne niż te w których już byłem, szerokie ulice, dużo zieleni. A wszystko nad brzegiem Oceanu Indyjskiego. Znalazłem pokój za 200Rp i tu postanowiłem trochę odpocząć.
Pokuszę się o pierwsze spostrzeżenia z Indii. Ogólnie mi się tu nie za bardzo podoba. Nie łapie mnie ta hipisowska moda i ogólne życie na wdechu, jeżeli ktoś już był w Azji południowo-wschodniej nie będzie niczym zaskoczony. Mam nadzieje że inne części kraju będą ciekawsze. Na plus można dodać wyśmienite jedzenie, i przemiłych ludzi. Reszta kiepsko. A co najgorsze żeby utrzymać budżet na niskim poziomie nie można sobie pozwalać na ekstrawagancje w postaci piwa czy innych przyjemności. Trudno, takie życie uciekam w stronę Nepalu z nadzieją że inne części Indii będą ciekawsze.