W Bangalore wylądowałem rano. Niestety nie mogłem znaleźć taniego rządowego autobusu do Poundochery. W informacji wysyłali mnie z jednego dworca autobusowego na drugi, w końcu żeby nie spędzić całego dnia w tym głośnym, tłocznym mieście zdecydowałem się na drogi prywatny autobus-450Rp. Ponduchery to stara Francuska kolonia, miasto zupełnie inne niż te w których już byłem, szerokie ulice, dużo zieleni. A wszystko nad brzegiem Oceanu Indyjskiego. Znalazłem pokój za 200Rp i tu postanowiłem trochę odpocząć.
Pokuszę się o pierwsze spostrzeżenia z Indii. Ogólnie mi się tu nie za bardzo podoba. Nie łapie mnie ta hipisowska moda i ogólne życie na wdechu, jeżeli ktoś już był w Azji południowo-wschodniej nie będzie niczym zaskoczony. Mam nadzieje że inne części kraju będą ciekawsze. Na plus można dodać wyśmienite jedzenie, i przemiłych ludzi. Reszta kiepsko. A co najgorsze żeby utrzymać budżet na niskim poziomie nie można sobie pozwalać na ekstrawagancje w postaci piwa czy innych przyjemności. Trudno, takie życie uciekam w stronę Nepalu z nadzieją że inne części Indii będą ciekawsze.
1 komentarz:
No panie Maly. az mi sie lezka w oku zekrecila za wspomnienia zeszlej zimy, gdy czytam twojego bloga.W polsce, w Bialymstoku -26stopni.Wogle chyba w calej europie chyba sniegiem posypalo.Cos narazie robisz wrazenie troche znudzonego...czyzby rutyna cie dopadla. No ale taki etatowy łazik jak ty, to juz byle makakiem na kupie starozytnych kamieni, sie niezadowoli. No i skoro piwo przydrogawe to moge sie domyslic ze jestes nie w sosie. trzym sie. pozdro od ekipy z wro. BART
Prześlij komentarz