Pożegnałem się ze wszystkimi znajomymi zarówno w Polsce jak i Amsterdamie, a muszę przyznać że trwało to dosyć długo no i hucznie :) i przyszedł ten wspaniały czas żeby opuścić zimną Europę, teraz kierunek Goa.
Wylot miałem z Frankfurtu. Bojąc się że coś się stanie po drodze z autobusem z Amsterdamu wyjechałem już w nocy, w razie jak by co, żeby zdążyć dojechać stopem.
Oczywiście nic się nie stało i w zupełnie opustoszałym Frankfurcie, wylądowałem o piątej rano. Nie było wyjścia pobujałem się trochę po mieście i w południe znalazłem się na lotnisku. Wylot dopiero o 23.30 nuda,nuda,nuda. Na szczęście w budynku portu na parterze jest dobrze zaopatrzony supermarket z przyzwoitymi cenami :)
Podczas odprawy spotkałem parkę z polski Ewe i Rafała zawsze to raźniej w grupie.
Lot minął spokojne z krótką przerwą na do tankowanie paliwa w Bahrajnie.
Indie powitały mnie gorącym podmuchem wiatru, koniec zimy, przynajmniej do Nepalu. Wylądowaliśmy o 16tej miejscowego czasu ale zanim biurokratyczne procedury dobiegły końca zrobiła się 18ta i zaczęło się ściemniać.
Nie chcąc ryzykować że nie dostaniemy się przed nocą do Panaji wybraliśmy z Rafałem i Ewą droższą wersje podróży czyli taksówką. Wersja tańsza, czyli najpierw do Vasco da Gamma, a potem autobusem do Panaji mogła się zakończyć spaniem pod chmurką. Utargowaliśmy cenę do 450Rp na 3 osoby i za godzinę byliśmy na miejscu(15 Rupii to około 1zł.)
Trafiliśmy niestety na Międzynarodowy Festiwal Filmowy na Goa i znalezienie taniego noclegu okazało się rzeczą nie łatwą. Wreszcie zaczepiliśmy się w jednym z guest housów i po wysupłaniu 550Rp za pokój mogliśmy odetchnąć w spokoju. Zmiana czasu dawała się nam we znaki. Nie było co kombinować, wzięliśmy prysznic poszliśmy coś zjeść i przejść się po mieście i jak grzeczne dzieci poszliśmy spać o 22giej.
Spałem jak dziecko i wstałem dopiero po 15godzinach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz