W naszych dalekosiężnych planach jest wizyta w Etiopii, z racji tego postanowiliśmy nie marnować czasu i jak najszybciej załatwić sobie wizę. Rano udaliśmy się do biura informacji turystycznej, bardzo mila pani podała nam adres gdzie mamy się udać i mniej więcej w którą stronę Kairu mamy podążać. Zaoferowała również darmowe mapki miasta. Niestety były dostępne tylko po arabsku i o zgrozo po japońsku. Tak zaopatrzeni, po dwu godzinach błądzenia, przepytania z tuzina osób, trafiliśmy do ambasady ale Wybrzeża Kości Słoniowej. Zgadzam się że to piękny kraj ale zupełnie nie o ten nam chodziło. Na szczęście pani w sekretariacie była tak miła że podzwoniła, popytała i udało jej się zdobyć właściwy adres. Kolejna godzina i już jesteśmy na miejscu. Tam szybciutko, bo dochodziła już 16ta, wypełniliśmy wniosek, złożyliśmy paszporty, jedno zdjęcie i uiściliśmy opłatę 30$ (wiza 3 miesięczna wielokrotnego wjazdu, miesięczna pojedyncza 20$).
O tej porze roku, w Egipcie robi się ciemno o 16.30 więc nie zostało nam nic innego jak powrót w stronę hotelu, zwiedzanie okolicy i rozkoszowanie się tanią i przepyszną kuchnią egipską oraz bardzo smacznym piwem Stella za niecałe 3 złote.
Rankiem mieliśmy się udać na zwiedzanie piramid w Gizie, niestety obudziliśmy się dopiero koło 11tej, pojechaliśmy więc tylko po wizy.( do ambasady najlepiej dotrzeć metrem, wysiąść na stacji Dokki, wejść w ulicę pod wiaduktem, potem skręcić za niebieską stacją benzynową w lewo, potem za 300,400m znów w prawo, nazw ulic nie pomne ale mieszkańcy wiedzą gdzie to jest). Z paszportami i wizami weseli i szczęśliwi ruszyliśmy na zwiedzanie Muzeum Egipskiego. Wejście kosztuje 60EGP, są zniżki dla studentów 50% ale euro<26
Udało się! Z trudem ale wstaliśmy o 6 rano żeby jak najwcześniej dojechać do piramid w Gizie. Nie za bardzo wiedzieliśmy jak się tam dostać, ruszyliśmy więc trochę na czuja. Najpierw za 1EGP metrem do stacji Giza. Tam od razu zaczepił nas taksówkarz oferujący podwiezienie za 10EGP. Zrezygnowaliśmy i wybraliśmy autobus, pomógł nam miejscowy i gdy sam osobiście opłacił nam bilet, wiedzieliśmy że wpadliśmy w łapy naganiacza. Zaciągnął nas do swojego znajomego który organizował wycieczki na wielbłądach pomiędzy piramidami. Zaczęły się negocjacje. Z jednej strony my, biedni Polacy z drugiej strony zaprawiony w bojach Egipcjanin. Czarował że z nim nam wyjdzie taniej niż oficjalnie, że on wszystko załatwi i bilet i wycieczkę rzucił ceną 240EGP. Po długich bojach stanęło na 110EGP. Zdawaliśmy sobie sprawę że przepłaciliśmy i tak około 20EGP, ale cóż już przybite na zgodę, kasa z ręki do reki, a my już na grzbiecie wielbłądów i dawaj, w pustynie pod piramidy. Przejażdżka trwała z godzinkę, Bartek mężnie dawał sobie radę z kierowaniem swoim wielbłądem, mój z kolei, był podczepiony do siodła jego wierzchowca więc, kiedy opanowałem technikę jazdy, mogłem się rozkoszować widokami. Ciągle nam było mało najstarszych zachowanych budowli świata więc po skończonej przejażdżce ruszyliśmy piechotą przez piach pomacać piramidy i Sfinksa. Muszę przyznać że wszystko robi kolosalne wrażenie i warte jest każdego grosza.
Gdy wróciliśmy na prawy brzeg Nilu pojechaliśmy jeszcze zobaczyć Stary Kair, czyli stare miasto otoczone murami. Nie jest ono duże ale robi wrażenie. Za murami znajdują się chyba kościoły wszystkich religii obecnych w Egipcie począwszy od greko i rzymsko katolickich po synagogę. Na prawdę fajna sprawa.
3 komentarze:
poszukajcie w kairze piekarni z ktorej kazdego dnia krolowa elzbieta zamiawia ciastka. sa serio pyszne. ale za chuj nie pamietam gdzie to bylo.
będzie więcej fot? na wielbłądach tak pięknie wyglądacie! ;)
co to za przestój informacyjny? już was pochłonęła bezinternetowa pustynia? czekamy tu w zimowym Wrocławiu na więcej wieści!!! i zdjęcia!!! pozdrowienia od crk:)
Prześlij komentarz