niedziela, 29 listopada 2009

Luksor, czyli krótka historia jak można sobie zniesmaczyć Egipt.




Z dworca autobusowego do centrum dostaliśmy się busikiem, który przyjechał po jednego z hotelowych gości. Można też dojechać taksówką ale ceny są na poziomie europejskim. Ogólnie ceny w tym mieście są skrojone na portfele bogatych białasów. Bartkowi udało się znaleźć nowy, tani, schludny, rastamański hotelik „Sherief” znany bardziej jako „Bob Marley House”. (2 przecznica w prawo od ulicy Telewizyjnej)Pokój kosztował 40EGP, na dachu był odkryty taras, a przy recepcji darmowy internet. Po całej nocce jazdy postanowiliśmy wziąć prysznic i iść spać. Wieczorem ruszyliśmy coś zjeść, no i się zaczęło. Na nasz widok ceny w sklepach podskakiwały 3, 4 krotnie, a gdy rozpoczynaliśmy targowanie, Egipcjanie czuli się obrażeni, coś na zasadzie jak nie my kupimy za tą cenę to inni. Zaczęło mnie to ostro denerwować, do tego dosłownie za każdym razem przy wydawaniu reszty mylili się oczywiście na swoją korzyść. Inni z kolei, gdy kłóciliśmy o wydanie reszty udawali że nagle nie mówią po angielsku. Ogólnie za każdym razem walka od rana aż do wieczora. A do tego pełno naganiaczy, krzykaczy i handlarzy nielegalną marihuaną i haszyszem. Mimo iż jestem spokojnym człowiekiem to najczęstszym słowem jakim się wtedy posługiwałem to F**K i pochodne we wszystkich znanych mi językach.

Rano z hotelu wzięliśmy rowery (15 EGP), stare dziadostwa, ale dawały radę i popłynęliśmy promem na zachodni brzeg Nilu zwiedzić Nekropolie Tebańską. Do wszystkich części sprzedawane są osobne dość drogie bilety. My postanowiliśmy obejść kasy i bramki i zwiedzić wszystko za darmo i na własną rękę. Udało się bez problemu najlepiej zacząć zwiedzanie od Doliny Królów i zaraz za kasami biletowymi skręcić na lewo i ruszyć dalej ścieżką w góry. Dzięki temu mieliśmy okazje przypatrzyć się „pasjonującej” pracy archeologów. Wieczorem poszliśmy jeszcze zobaczyć super oświetloną świątynie w Luksorze i kompleks świątynny w Karnak i tyle można uciekać z miasta zdzierców,kłamców i naciągaczy. Mam nadzieje ze już nigdy tu nie będę musiał wrócić, nie warto tracić nerwów, nawet dla tych pięknych zabytków.

1 komentarz:

Unknown pisze...

no ja bylem wiekszosc czasu w hurgadzie gdzie poza morzem i hotelami jest tylko lotnisko, wiec naciagacze, krzykacze i brak reszty to glówna atrakcja turystyczna i w pewnym momencie zaczynasz czekac na to co tym razem wymysla, jak cie zechca zwerbowac do ich sklepu, lub jak zaprosic do taksówki. maaaaasakra.
trzymajcie sie!
kasia, rafal i tytus