wtorek, 1 marca 2016

Plan planem, a życie



 










Plan był prosty, znaleźć fajne miejsce nad oceanem. Informacje które dostaliśmy w hostelu mówiły,  walcie chopy do Santa Clara piękna plaża, tania baza hotelowa coś na zasadzie "będzie Pan zadowolony". Ja optowałem, żeby jechać te kilka godzin do David,  ale koniec z końcem stanęło na Santa Clara. Wzięliśmy takse na dworzec autobusowy kupiliśmy bilety i w drogę. Mój Hiszpański jest na tyle zły ze do gadałem się na bilet do innego Santa,  ale był na tyle dobry ze ten święty był tylko 7 kilometrów od celu. Jeszcze 1 busik i jesteśmy.  Drogę wskazał nam miejscowy barman, ale jak to barman skierował nas w lewo a nie w prawo. Minąwszy jedyny sklep i tu duży błąd bo nie zaopatrzyliśmy się w produkty spożywcze,  po pół godzinie doszliśmy do linii brzegowej. I tyle, cały brzeg był prywatny, żadnej szansy zajścia do oceanu. W końcu znaleźliśmy chałupe wystawioną na sprzedaż,  otwartą dla zwiedzających i udało się przebić.  A tam piasek, ocean słońce ach. ..
Poszliśmy w stronę wielkiego hotelu gdzie kłębiło się wiele ludzi spragnionych słońca z nadzieją ze znajdziemy sklep z wodą,  piwem, jakimś jedzeniem. I faktycznie,  ale ceny były drakońskie.  Cóż powiedzieliśmy na plaży i doszliśmy do wniosku ze czas jechać.  Jedno muszę przyznać,  że jeżeli człowiek weźmie ze sobą wszystkie niezbędne do przeżycia wiktuały,  noc na plaży mogła być cudowna.

Na głównej drodze zlapalismy autobus do  Santiago 6$ , a potem za 8$ busa do David.  W David kierunek hostel Purple House. A jutro Bocas Del Torro.  Czyli piasek, ocean, słońce ach... Mam nadzieję że ten strzał trafi wreszcie w cel. 

Brak komentarzy: