piątek, 3 grudnia 2010

Chennai, czyli po naszemu Madras.


Mimo że z Mamallapuram, do Chennai, jest zaledwie 60km autobus jedzie 3 godziny, w tym godzina w korku do centrum . Dworzec oddalony jest z 7km za centrum, więc musiałem skorzystać z usług komunikacji miejskiej. Mimo że nazwy na autobusach są pisane w języku tamilskim, od razu znalazło się kilku uczynnych pasażerów którzy wrzucili mnie do odpowiedniego pojazdu. Ze znalezieniem noclegu też nie miałem problemu – najtańszy wg przewodnika był hostel prowadzony przez Armie Zbawienia, tam właśnie się skierowałem. Miałem łóżko w prawie pustej sali zbiorowej, prawie, bo mnogości robactwa i wszechobecnych pcheł nie zliczę. Muszę przyznać że spałem w już bardzo podłych warunkach ale takiego syfu jak w Indiach to jeszcze nie widziałem. Najgorsze są pchły, jeszcze nie miałem noclegu gdzie by ich nie było, nawet bestie pożarły mnie w nocnym autobusie. Pech chciał że jestem uczulony na ich ugryzienia i teraz moje nogi to jeden wielki pryszcz a raczej kilka setek pryszczy.

To jest jedna z tych rzeczy które mnie tutaj irytują i sprawiają że Indie są na szarym końcu listy fajnych krajów w których byłem, gorsze jest tylko Brunei – państwo, miasto nudne jak flaki z olejem i Egipt najbardziej chamskimi, oszukańczymi luźmi.

Przyzwyczaiłem się do chaosu, smrodu, biedy, brudu, nie odrzuca mnie matka kąpiąca niemowlaka w rynsztoku, czy padlina psa na głównej ulicy rozdziobywana przez kruki. Jednak te wszystkie drobne szczegóły przysłaniają magie Indii, magie której jeszcze tu nie zauważyłem i chyba jej nie znajdę. I ostatnia sprawa dziewczyny, istna tragedia, bo żeby zobaczyć brzydką cygankę nie musiałem się ruszać z Katowic.

Postanowiłem jak najszybciej pojechać do Nepalu, szkoda marnować czas na Indie.

A co do Madrasu w którym teraz jestem miasto typowo Indyjskie wielkie, duszne, zatłoczone. Jest fort wybudowany przez anglików w XVII w , plaża miejska ale przy wylocie rzeki przy której Katowicka Rawa jest kryształowym górskim potokiem. Cóż tyle co udało mi się dziś zwiedzić. Jutro cały dzień powłuczę się jeszcze, a wieczorem 23.30 pociąg weźmie mnie na północ, w stronę Nepalu :)

Brak komentarzy: