Po całym treku wokół Annapurny potrzebowałem kilku dni na wytchnienie. Pokara okazała się super miejscem do tego. Jest to drugie co do wielkości miasto po Katmandu, ale zupełnie inne. Turystyczna część rozciąga się nad brzegiem jeziora Phewa. Gdy przyjechałem na miejsce trafiłem akurat na czas noworocznego festiwalu ulicznego. Całe turystyczne getto było wyłączone z ruchu samochodowego, a główna jego ulica zmieniła się w jedną wielką restauracje, sklep z pamiątkami i ze sprzętem turystycznym włącznie. Ten klimat odpowiadał mi w 100%. Nocleg znalazłem na północnej części Lakeside gdzie jak się później okazało było wiele taniej niż w centrum i na południowych obrzeżach. Moim domem na najbliższe 8 dni został Guest House Funny Home:) Cena była bardzo miła, za pokój z widokiem na jezioro płaciłem 2€
Był to hotel prowadzony przez Nepalskiego Jogina, który na miejscu prowadził lekcje jogi. Jego wygląd kłócił się z moim wyobrażeniem prawdziwego jogina. To prawda, miał brodę i długie włosy ale do tego był mały z wielkim brzuchem, a na co dzień chodził w oczojebnym, starym, wytartym dresie. Mimo wszystko okazał się bardzo miłym gościem a czas spędzony w jego Funny House był dla mnie wyjątkowo funny.
Nie podejmowałem się żadnych fizycznych działań do końca 2010 roku. Zwiedziłem jedynie przecudną świątynie Bindhya Basini, położoną w północnej części miasta na wzgórzu, z której można podziwiać extra panoramę gór.
Przyszedł czas sylwestra. Cała ulica bawiła się hucznie. Ja umówiłem się na celebracje z Hermanem, miłym Duńczykiem którego poznałem hen gdzieś tam pod Annapurną.
Z powodu wysokich cen piwa w Nepalu zaopatrzyłem się w butelkę miejscowego Sake, które jednak dla mnie nie przypominało tego japońskiego trunku, a raczej podłej jakości bimber, ale było tanie 3€ za litrową butelkę, no i grzało od środka, a akurat w tę noc zrobiło się chłodno i od czasu do czasu padał deszcz. Chodziliśmy więc po głównej ulicy, racząc się ochoczo z flaszeczki i raz na jakiś czas zatrzymywaliśmy się w jakimś barze na piwko. O 23 zacumowaliśm
y w jednym z nim czekając na północ, niestety mój kolega zaczął powoli przybijać gwoździa, pewnie nie przywykły do mocy miejscowych trunków. Po chwili dosiadły się do nas dwie miłe miejscowe dziewczyny. Rozmawialiśmy, atmosfera zrobiła się luźna i tak, po jakiejś chwili, wyszło szydło z worka. Jedna z pań zaproponowała konsumpcje tej naszej znajomości ale powiedziała że kosztuje to około 40€. Zrobiło mi się głupio i poczułem się stary, nie, nie stary poczułem się obleśnie. Jednak w Hermana wstąpiły nowe siły, no cóż, zostawiłem go z tym problemem, dwoma paniami oraz z niezapłaconym rachunkiem, wziąłem piwo w dłoń i poszedłem na miasto. Akurat w Nowy Rok takie zdarzenie. Chodziłem więc po deptaku, gadając z miejscowymi mając myśli zajęte rozważaniem tematu przemijania czasu i gdyby nie głośne odliczanie do północy nawet nie wiedziałbym że to północ. Mamy 2011rok, hura teraz czas na zabawę do rana. Niestety nie tutaj o godzinie 24.30 zrobiło się pusto a o pierwszej prawie wszystko było pozamykane – taki Nepalski styl. Ale w sumie sylwester był bardzo fajny.
Następnego dnia wstałem rześki i wypoczęty. Plan na dzisiaj to Muzeum Gurków oraz jaskinie. Muzeum znajduje się jeszcze kawałek za starą częścią Pokary. To typowe miejsce dla dużych chłopców, prezentuje ona całą historie najwaleczniejszej formacji wojskowej. Od czasów XIXw aż do dzisiejszych czasów. Gdzie oni już nie walczyli,Monte Casino, Afganistan, Irak, Kosowo, Falklandy, Afryka pewnie jak by był konflikt na księżycu też można by było ich tam zastać. No ale jeżeli ich głównym mottem jest „Lepiej umrzeć, niż być tchórzem” to do czegoś zobowiązuje. Bilet kosztuje 150Rp a na miejscu można kupić różne pamiątki między innymi ich tradycyjne noże.
Idąc dalej na północ miasta dochodzi się do dwóch jaskiń. Pierwsza to Mahendra. Położona w
parku, nie za duża jaskinia. Wchodziło się do niej po schodach. a można było wyjść po dość stromym skalnym kominie. Druga była trochę bardziej dzika ale prze to bardziej ciekawa. Do zwiedzania niej przyda się latarka którą można wypożyczyć przy wejściu za 40Rp. Bilety wejściowe kosztują 20Rp. Nazwa tej drugiej to Bat Cave, Jaskinia Nietoperzowa, no i nazwa była adekwatna, na suficie były setki śpiących nietoperzy pierwszy raz w moim życiu widziałem coś takiego, rewelacja. A najlepsze było z niej wyjście trzeba było się nieźle na wspinać, żeby zobaczyć światło dnia, no ale o to w tym wszystkim chodzi no nie:)
Jak już ja wspominałem Pokara leży nad jeziorem postanowiłem go obejść. Wydawała się to prosta trasa, ale zajęła mi aż 7godzin. Może przez to że szedłem wzdłuż linii brzegowej idąc wąskimi ścieżkami i czasami okazywało się że to tylko dojścia do pól tarasowych albo jedynie szlak wydeptany przez bydło. Po drodze mijało się wioski, pola ryżowe, i pastwiska. Czasami na pastwiskach pasły się krowy i woły. Zwierzęta te ogólnie boją się ludzi ale kilka razy musiałem schodzić im z drogi, szczególnie gdy takie kilku tonowe stworzenie zaczynało biec w moim kierunku mucząc znacząco.
Na ostatni dzień zostawiłem sobie podejście do wioski Sarangot. Szlak prowadzi zaraz za północną częścią Lake Side. Trzeba się kierować na Sadhana Yoga, a potem prosto w górę szlakiem który prowadzi na sam szczyt. Pod szczytem znajduje się polanka z której startują paralotniarze. Przyjemność kosztuje 100€ za godzinę lotu. Na samym szczycie jest punkt widokowy, wejście 25Rp. Rozciąga się stamtąd wspaniały widok na białe szczyty gór, między innymi Annapurne i mimo że trafiłem na dość pochmurną pogodę widok był porażający. Właśnie za takie widoki podziwiam Nepal. Nie potrzebuje żadnej Jogi czy medytacji by oczyścić duszę, wystarczy tylko taki krajobraz. Drogę powrotną obrałem w stronę miasta i mimo że troskę pobłądziłem dotarłem po 2 godzinach do Funny House :)
Jestem bardzo zadowolony z pobytu, trochę tu wsiąkłem ale ten relaks był mi potrzebny, teraz kierunek Katmandu za tydzień koniec wizy i czas wracać do Indii. Mam nadzieje że ta część którą będę zwiedzał bardziej podejdzie mi do gustu.
1 komentarz:
zacnie. super stroje mają Nepalczycy. i fantastyczne malowidła nasamochodowe. podobne doświadczenia z bydłem biegnącym i znacząco muczącym w twa stronę miałam na Orkadach. adrenalina mi podskakiwała ale ostatecznie zwierzęta te okazywały się po prostu niezwykle zaciekawione. i bardzie nieśmiałe! a przy tym urocze. widziołżeś w Indiach elefanty? pozdro w tym Nowym Roku i NOJLEPSZYGO !!!
Prześlij komentarz