środa, 25 grudnia 2013

Rangun na szybko.



Zniszczony, wszystkimi możliwymi, chorobami, które mogą złapać turystę z Europy, postanowiłem ruszyć w miasto!!! Dzięki aptekarzowi z pobliskiej ulicy problem z toaletą, a raczej z brakiem dostępu do niej minął, więc z krzywym ryjem ruszyłem w miasto.
Rangun, przynajmniej centrum, jest zasadniczo proste do przemieszczania. Ulice od jeden do chyba 40 idą od północy do południa, powyżej 50 od wschodu tu zachód, mogłem się pomylić ale każdy turystyczny baran będzie wiedzieć jak iść.
Problemem jest że musisz wydawać kupę forsy na zwiedzanie Pagody (od 5$ do15$) cóż ja zrobiłem to po swojemu, nie mam zdjęć Buddy ze świątyni- ale Budda jest wszędzie, no i wygląda tak samo, więc skupiłem się na zdjęciach na zewnątrz, za darmo, a jak ktoś pyta o bilet szczery uśmiech i I don't undersrtend I'm from Poland, i to rozwiązywało sprawę.
Zauważyłem że Birmańczycy nie znają oszustwa, serio to naprawdę spoko ludzie, aż wstyd mi było ich oszukiwać, ale biznes to biznes:) Jeden dzień w Rangun można zrobić na piechotę,Główna Pagoda Z dwoma lwami czy Smokami, warta obejrzenia ale zawsze 10$,ja to wkręciłem się na idiotę, ktoś mnie złapie, zapłacę. Warto iść do małego jeziora nie pomne nazwy, wejście tylko 2$ ale miejsca rewelacyjne, czas na relaks, papierosa jak ktoś pali i stwierdzenie jaki człowiek jest malutki pacząc na przyrodę.
Przy okazji papierosy kosztują złotówkę, flaszka rumu 5 złoty piwo w barze 2 złote, a z racji że zimno tu w nocy jak w kieleckim na dworcu(dzień +30 noc +10) kupiłem szpanerską kurtkę za 9$ :) Naprawdę trudno złapać bazę noclegową, oczywiście są drogie hotele prowadzone w większości przez Chińczyków, za 25-30$ ale to mój dzienny budżet. Pozytywem jest jedzenie na ulicy można już bardzo dobrze pojeść za 50centów. Fajną sprawą jest też że w każdej ulicznej restauracji na nieśmiertelnym plastikowym stoliczku, stoi imbryk lub termos z miejscową herbatką. Kiedy dzień wcześniej, raczej nie myśląc o jedzeniu, przysiadłem na chwilkę, podeszła pani, podała filiżankę i wymieniła czajniczek na świeży, jeszcze wrzący, postanowiłem zakosztować co to. No cóż, herbata może nie wysokich lotów raptem garść liści zalanych wrzątkiem jednak warto. Gdy opróżniłem z pół dzbanka i zastanawiając się ile za to cudo, podszedłem do pani chcąc jej wcisnąć jakąś kasę, ta obruszyła się, coś powiedziała po Birmańsku i wyglądała na zdziwioną. Dopiero jeden z gości, który znał kilka słów w angielskim powiedział – no problem, free!! Ok to lubię. Podobną sytuację miałem następnego dnia, kiedy w „restauracji” zjadłem ryż z gulaszem wieprzowym, oraz z trzema rodzajami soso -sałatko- kwaśnym- czymś, takie narodowe jedzenie bardzo, bardzo syte i smaczne, wypiłem piwo a rachunek wyniósł 1,9$ zostawiłem 2$ i poszedłem, to jeszcze chyba z 20 metrów gonił mnie „kelner” żeby mi oddać 10centów, no i ni jak nie mógł zrozumieć że to napiwek. Turystów jeszcze tu nie ma, takie sytuację się zdarzają, ale to nie potrwa długo.
Następnym moim celem jest Bagan, żeby tam się dostać trzeba najpierw zaopatrzyć się w bilet, nie ma z tym wielu problemów, jest mnóstwo biur podróży jedne wygodne klimatyzowane, inne to tylko stolik wciśnięty między klatkę schodową a drzwi. Nie ma to znaczenia gdzie kupisz bilet najtańszy kosztuje 15$. Ja wybrałem Biuro podróży Delta, obok Beautiful Hotel na 34 lub 33 ulicy od strony dworca. Właściciel kompetentny, perfekcyjny Angielski i ma wielką ofertę. Problemem jest dostanie się na dworzec autobusowy, jest on jeszcze dalej oddalony niż port lotniczy, a każdy kogo się pytałem mówił że można dostać się tam tylko taksą za 8$.
Następnego dnia wymeldowałem się z mojego gest hausa, zostawiłem moje ciuchy, bo miałem jeszcze kilka godzin do autobusu i poszedłem jeszcze pochodzić po mieście. W tej starej, kolonialnej części miasta gdzie mieszkałem miałem wrażenie że co drugi sklep to sklep z telefonami komórkowymi i ogólnie pojętą elektronikom, a druga połowa to sklepy AGD – kosmos. Ale też znalazłem supermarket, no powiedzmy coś co przypominało supermarket.
Gdy nadszedł czas odjazdu zacząłem negocjować ceny no i udało zbić mi się cenę o dolca, masakra. Trzeba pamiętać żeby wyruszyć wcześniej bo droga na PKS trwa ponad godzinę, korki,korki i jeszcze raz korki, a na dodatek nikt nie przestrzega praw ruchu drogowego, totalny chaos, gdzie jechanie pod prąd jest normą i to nawet na rondzie :)
Taksówkarz zawiózł mnie pod sam autobus, każda kompania ma inny przystanek, a że kompani i kierunków jest mnóstwo, dworzec ciągnie się przez kilometr lub dwa.
Miałem jeszcze 2 godziny, więc poszedłem coś zjeść, a po chwili napatoczyła się trójka młodych turystów, Niemiec, Angol i Polak Karol. Miło, okazało się że oni dojechali tu za dolca. Przy dworcu od strony dużego mostu jeżdżą pickupy, które wożą towary na dworzec, co prawda nie mają pozwolenia na wożenie turystów ale towar to towar,turysta to turysta, a pieniądz to pieniądz, a chodzi o to żeby zarobić:)

OK przed nami nocka w autobusie – ruszamy!!!

3 komentarze:

słonik kami :) pisze...

O jeju Mały Ty lobuzie jeden jak ja za tym tesknię!! W tym roku jest właśnie plan aby do Birmy.... Pisz i powodzenia! X

Mały pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Mały pisze...

Spiesz się póki turyści jeszcze tego nie zjebali!!! Jutro skrobnę coś więcej. Pozdro