Przyszedł czas pożegnać się z górami, przynajmniej na chwilę, opuszczam więc Derjeeling, miasto, które dało mi silę i energie do dalszego podróżowania, a przede wszystkim pozwoliło zatrzeć niemiłe wspomnienia z pobytu w Indiach. Pożegnałem się z obsługą Hotelu New Galaxy, jeszcze ostatni czaj i ruszam. Nie udało mi się nawet dojść do przystanku, a już jeden z kierowców jeepa zwinął mnie z ulicy i już jechałem do Siliguri. No może nie tak od razu, kierowca zrobił jeszcze ze trzy rundki po mieście zbierając innych pasażerów.
Znowu w Siliguri, chciałem się przekonać co jest w tym mieście, no i cóż, nie za wiele. To faktycznie tylko takie miejsce przesiadkowe, chyba że ktoś lubi widok śmierdzącej rzeczki,pełnej śmieci i ludzkich ekskrementów. Nie było na co czekać wypłaciłem trochę kasy z bankomatu i poszedłem na dworzec autobusowy. W informacji dowiedziałem się że autobusy do Panitanki czyli pod granicę, odjeżdżają z głównej ulicy, a na moje pytanie kiedy? usłyszałem „All the time”. I faktycznie, nie czekałem więcej niż 5 min i już jechałem do Nepalu. Z przystanku w Panitanki do granicy jest jakieś 10min piechotą, oczywiście można skorzystać z usługi rykszarzy, ale obiecałem sobie że nigdy nie dam zarobić nachalnym kulisom, ani nie dam grosza żebrzącym i jak na razie jestem w tym nieugięty.
Na granicy po stronie Indyjskiej trzeba wypełnić dwa świstki, co trwa z 10min, potem dostaje się pieczątkę i można już przechodzić przez „most przyjaźni” do Nepalu.
Tutaj kolejne 2 świstki do wypełnienia, zapłata 40$ + 200Rp za wizę i jestem gotowy do zdobywania Himalajów. Wiza jest 30dniowa wielowiazdowa, ale można też dostać wizę trzymiesięczną za 100$.
Dworzec autobusowy jest 200m za granicą po prawej stronie. Pojawili się jak zwykle naciągacze, mówiąc że szybko, szybko ostatni autobus, ostatnie bilety, nie ma czasu, ale oni już, zaraz pomogą , zorganizują, kupią, przekupią żeby można było stąd wyjechać, jak by za minute miało się odbyć ostatnie tchnienie ziemi, a potem już nic tylko czarna pustka. Oczywiście wszystko to nie prawda, można kupić bilety w kasie, a autobusy po prostu podjeżdżają jeden za drugim. Za bilet zapłaciłem 550 Rp indyjskich, co i tak wydaje mi się za drogo ale może się mylę. Nie ma problemu z płatnościami w Rupiach Indyjskich, bo tu traktują je jak twardą walutę, ale o złotówkach nikt nie słyszał :)
Jeszcze ostatnie zakupy i ruszam rozklekotanym busem do Katmandu. Przede mną 15godzin drogi po wybojach i bezdrożach wschodniego Nepalu.
1 komentarz:
Cześć, może zgłosisz bloga do konkursu? zapisy do 11 stycznia 2011r.
http://www.blogroku.pl/1,kategoria.html?catId=53
Przybędzie paru czytelników :) niech też mają coś z życia, a co ...
pozdrawiam
A
Prześlij komentarz