Jak zapewne wiecie, a jak nie to już wam piszę, obszar Ameryki Centralnej jest obszarem wulkanicznym, dlatego częsienia ziemi, erubcje wulkanów nie należą do rzadkości. A co może dać mi większą przyjemność niż drink z parasolką? Oczywiście wejście na wulkan. Okazało się że mój nowy znajomy Jan okazał się słownym człowiekiem i o 8.30 spotkaliśmy się na dworcu autobusowym. Za 1,5$ czyli 50 cordobas dojechaliśmy do miasta Rivas. Z tamtąd udaliśmy się taksówką na nabrzeże portowe, 1$ za każdego, niestety nie ma innej opcji dostania się innym srodkiem transportu, można iść piechotą ale to godzina w upale. Promy kursują co godzinę, nam trafił się taki mały i tani 1,20$, no i bezpieczny choć bujalo miło.
Nocleg znaleźliśmy w Hospedaje Central prawie na samej górze deptaka który prowadzi od przystani. Właścicielka to przesympatyczna starsza babka z Kanady. Nocleg kosztował 5,5$ a w hotelowym szynku można było zjeść i napić się litrowego piwa za 50 cordobas. Jan jest czechem i powiedział ze jego misją jest znalezienie tańszej knajpy z piwem. I znalazł, zaraz przy promie obok wielkiej rzeźby wulkanów można było się zabawić 10 centów taniej.
Z racji moich planów nie posiedzialem za długo. Rano kierunek wulkan.
Wszyscy chcą ci wcisnąć przewodnika za 15$, ale prawda jest taka ze nie potrzeba. Pod bramę parku podjeżdża autobus za 5 cordobas, ja szedłem piechotą około 45 min. Przy wejściu uiszczasz opłatę w wysokości 85 cordobas to 3$ i ważna rzecz powinieneś dostać opaskę na rękę ja nie dostałem i musiałem się grubo tłumaczyć rangerom w parku.
Przez pierwsze 30 minut idzie się po prawie prostym, zawsze trzeba się trzymać lewej strony, bo można się zgubić na miejscowych polach. Potem zaczyna się ostre podejście, ale szlak utrzymany w bardzo dobrej jakości. 2 godziny idziemy lasem bananowo dzikim a pod samym szczytem zaczyna się golo. Miałem pecha i ostatnia część odbyła się w chmurze, podobno gdy się wchodzi na wschód słońca wszystko widać klarownie. Cała trasa powinna zająć od 7 do 8 godzin. WARTO.
Drugiego dnia miałem wchodzić na drugi wulkan na tej wyspie ale sił mi zabrakło. Postanowiliśmy za tym wracać na stały ląd.
Prom miał problem, za bardzo wiało, od 9 do 16tej czekaliśmy w pobliskim barze na zmianę pogody. Gdy myśmy zaczęli się bujać na wietrze a prom przestał udało nam się wrócić. Kierunek San Juan Del Sur miasto surferow, barów i super plaż. Kolegi Czecha nie poznałem, zafundował takse za 15$ do tego miasta, no widać to czekanie na prom rozmiękczyło go poważnie. Hoteli tam jest mnóstwo, ale nic tańszego niż za 10$ nie znaleźliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz