wtorek, 8 marca 2016

Żegnaj Panamo :(

Do Panamy autobusy odjeżdżają co godzinę 9$. Wcześniej zarezerwowałem dwa łóżka w hostelu El Machico po16$. http://www.elmachicohostel.com/
To najlepsza miejscówa w Panamie.  Czysto, schludnie, basen, pełno turystów,  na śniadanie naleśniki, obsługa bardzo miła,  przynajmniej dla nas. Zeszłej nocy niestety kolega Dawid, z którym przyleciałem do Panamy, musiał opuścić hotel, doszło do jakiegoś nieporozumienia z szalonym, gołym chińczykiem w hotelu,  ale co dokładnie się stało to nikt nic nie pamiętał.
To już koniec wyjazdu,  ostatnia wizyta na starym mieście, ostatnie piwko, ostatnie butelki rumu, szkoda. Rano poszliśmy na przystanek pod mostem przy AV Bolivar,  złapalismy Autobus na lotnisko za 1,5$. Mieliśmy jeszcze trochę czasu, więc w knajpie koło lotniska nasze ostatnie 2,34$ zmieniliśmy na ryż z sosem, odprawiliśmy się szybko i po 18 godzinach wylądowaliśmy w Amsterdamie.
Wyjazd udał się przednio.  Najbardziej podobała mi się Nikaragua. Im biedniej tym fajniej,  a ludzie milsi. Panama na 2 tygodnie to też dobry pomysł. Co do Kostaryki,  nie wiem,  widoki piękne,  ale ceny powalające. Budżet to około 30-35$ w Nikaragui i 35-40$ w Panamie.
Pozdrawiam wszystkich których spotkałem w czasie wyjazdu, do zoba gdzieś w świecie i okolicach.

niedziela, 6 marca 2016

Plaża



Były wyspy, góry,  czas na plażę . Nie za bardzo widzieliśmy gdzie się ruszać dalej żeby pozbyć się tych lekkich zakwasów po górach.  Po przeszukania neta,   zaciągnięciu opinie wśród innych turystów padło na Chitre.
Najlepiej tam dojechać busem do Santiago 9$ a potem za 4$ do samego miasta. Wybraliśmy hostel Miami Mike,  dla backpackersów od dworca 15 minut, trzeba kierować się na katedrę,  a potem 3,4 bloki dalej jest fioletowa farmacja i to jest nad nią. Jakość może nie jest klasy lux, ale jest czysto, a kosztuje 10$ od osoby. Gospodarzem tego przybytku jest Amerykanin Mike. Gdy zapytałem dlaczego tu tak pusto,  czemu nie zabiega o turystów,  w końcu to świetne miejsce,  a on na to, że nie po to kupił hotel w takiej mieścinie, żeby musieć co rano sprzątać po gościach.  Mike może wyglądał na kompletnego lenia,  ale to człowiek przesympatyczny z ogromną wiedzą o okolicznych "atrakcjach"
Rano ruszyliśmy na plażę,  najpierw sześciopak piwka w supermarkecie przy terminalu żeby godnie przywitać Ocean Spokojny i w drogę. Trzeba kierować się na Santa Ana i powiedzieć kierowcy magiczne słowo "playa" bilet to 1,25$.
Było lekkie zachmurzenie wiał wiaterek, woda cieplutka istne marzenie.  Spędziliśmy calutki dzień na byczeniu rewelacja. 
Dopiero po powrocie zauważyłem ze przegieliśmy ze słońcem.  Wieczorem mieliśmy tylko siłę zjeść coś w taniej knajpie koło katedry, kupić butelkę rumu i na ten ból, wypić ją na dachu hostelu. Na ból jednak nie za  bardzo pomogła,  aczkolwiek wieczór trzeba zaliczyć do udanych.
Następnego dnia Roch pojechał na plażę, a ja z poznanym wczoraj Ameryninem Davidem zajmowaliśmy się hotelem. Mike stwierdził że wyglądamy na uczciwych i wziął wolne na 2 dni zostawiając nas z całym interesem. David mimo podeszłego wieku okazał się ostrym zawodnikiem i gdy wieczorem Roch wrócił,  my właśnie wybieraliśmy się po 3 skrzynkę piwa.
Szkoda ze nie mogliśmy zostać dłużej,  za 2 dni wylot i dobrze być jedną noc wcześniej w Panamie.

Góry




Kierunek góry,  koniec tego leżenia na plaży,  czas się ruszać. Ruszyliśmy się do David, a z tamtąd do malowniczego miasta Bouquet.  Z David za 1,75$ odjeżdżają szkolne busy, a podróż trwa godzinę.  Samo Bouquet jest malutkie, 5000 mieszkańców,  w 15 min  można je obejść całe. Baza noclegowa jest duża,  więc szukaliśmy po prostu taniego miejsca. Na przeciwko policji i straży pożarnej jest hostel  Doraz, właściciel Jorge, mówiąc perfect po angielsku, zaoferował nam pokój z własną łazienką i balkonem za 25$. Zostajemy.
Ogólnie w tym mieście wszyscy jakoś po angielsku mówią,  wiec z dogadaniem się nie ma większego problemu. Tanie jedzenie jest w jadlodalni przy głównej ulicy,50 m  za dworcem minibusów El Sabroson. Talerz kosztuje 3,5$ a zupa 2$. Uwaga!!! Piwo sprzedają w marketach od 10tej! !!!
Pierwszego dnia postanowiliśmy przetestować nogę Rocha,  i poszliśmy szlakiem El Pianista. Żeby do niego dojść , przechodzi się przez most i kieruje się na północ. Przy wejściu na szlak jest restauracja El Pianista wiec wystarczy się kierować na jej reklamy.  Szlak jest przyjemny pierwszą godzinę idzie się wśród pastwisk lekko pod górę,  a potem zaczyna się ostre 2 godzinne podejście przez dżunglę.  Jest strasznie ślisko w niektórych momentach, a pod samym szczytem jest mgła,  bardzo wilgotno i prawie nic nie widać.  Podobno od szczytu za 50 km jest zatoka i można z niej się dostać na Bocas Del Torro, nie sprawdziliśmy. Wróciliśmy z powrotem.  Noga Rocha, mimo że na czeską modłę, była obuta w sandała i skarpetkę,  dała radę, czyli jutro czas na wulkan.
Plan zawsze mamy dobry,  ale potem, no cóż.
W staliśmy o 6 rano gotowi ruszać,  niestety w Bouquet padało.  To w sumie nie deszcz, ale chmura, która z gór zeszła na miasto. Po czekaliśmy do 9 tej, nic się nią zmieniło.  Dobra ruszamy na wulkan a tam zobaczymy.  Na dworcu trzeba tylko powiedzieć gdzie się chce jechać a oni w pakują cię do odpowiedniego vana.  Podróż powinna kosztować 1,5$, nas skasował po 3 ale dowiezli pod samą bramę parku.
Było już późno, ale pogoda słoneczna,  kupiliśmy bilety za 5$ i zaczęliśmy podejście. Himalaje tak mnie nie zmęczyły jak Wulkan Baru. Podejście ostre, kamieniste,  upał.  Zrobiliśmy połowę drogi, ale zaczęło nam brakować czasu. Gdy do zmroku zostało 4 godziny zarządziliśmy odwrót. Nie ma co ryzykować. Średnia na godzinę to 2 km, ale w dół idzie się tak samo. Cóż nie zrobiliśmy szczytu,  ale i tak byliśmy zadowoleni.
 Biorąc pod uwagę , sandały Rocha, jego problemy z nogą i tak jesteśmy zadowoleni. Przyjdzie jeszcze czas na zdobycie tego wulkanu,  jestem pewny.
Jutro kierunek Pacyfik. 

wtorek, 1 marca 2016

Wyspy






Mamy tu taki problem ze spaniem. Idziemy spać i wstajemy z kurami.  Ma to swoje plusy bo jak chcesz się gdzieś dostać to nie zapychasz w słońcu, ale z drugiej strony większość hosteli serwuje śniadanie o 7 rano. Tu 99% hosteli jest B&B. Ale  śniadanie to może być jajecznica lub banan. Dobra, udało nam się zjeść pierwszego banana i ruszyliśmy na dworzec. Do Bocas Del Toro autobusy jeżdżą co pół godziny, my załapaliśmy się dopiero na drugiego małego busa. Bilet u kierowcy 8,5$ . Ale droga wyśmienita wizualnie. Jedzie się przez górki, mija tamę, a w górach akurat padał deszcz i przy pięknym słońcu pojawiła się tęcza.  Droga boska. Dla samej przyjemności warto tam jechać,  a to dopiero początek. Gdy dojechaliśmy do Almirate opadła nas masa sciemniaczy,  na rowerach.  Sciemniacz na rowerze mówi ze jest jedynym licencjonowanym przewodnikiem i kupi nam bilety na prom za 8$. Kupa śmiechu bo bilet kosztuje 6$. Poszliśmy piechotą to około 15 min. Ta menda jechała za nami, meciła jakieś głodne kawałki,  nawet gdy zatrzymaliśmy się pod sklepem z nadzieją że wypijemy po piwie, a on odpuści, ale nie, był twardy.  Pierwszy raz w Panamie miałem do czynienia z taką sytuacją.  Co pomogło.? Międzynarodowe słowo F×××CK OFF.  Do taxi25 czyli motorowek na wyspę,  trzeba iść w stronę portu, i skręcić w prawo gdy zobaczy się parking z naczepami, Chinquity.
 Promy odpływają co chwilę,  a sama podróż trwa z 15 min.
Bocas del Toro jest małe możne je obejść w pół godziny,  znaleźliśmy w tym czasie fajny hostel Hosteluego w którym dormie był za 13$ a dwójka za 30 $. Wyspa jest rajem dla surferów. Jest o jakieś 10% drożej niż na stałym lądzie jeżeli chodzi o supermarket,  ale jedzenie w knajpie jest droższe o 100%. Na szczęście Roch znalazł knajpe Restaurant Chitre,  zaraz kolo parku w strone przystani promowej, gdzie nie byli chytrzy i za 4,5$ można się dojeść do syta.
Jako że jesteśmy nad oceanem trzeba by się o kąpać.  Jest tam wiele plaż. Ta najbliżej miasta jest lekko syfiasta ale nie można narzekać.  My wylądowaliśmy na plaży Bluff,  tam było super,  ale to typowa plaża dla surferów,  na męczyliśmy się żeby znaleźć miejsce z kawałkiem piasku. Najlepszą plażą jest plaża rozgwiazdy,  czy coś podobnego, ale tam nie trafiliśmy.
Nie będę pisał o plaży bo na plaży to na plaży,  jest plaża, ocean, słońce i kokosy. Tyle.  
Wróciliśmy taxą za 3$, bo nie chciało nam się drałować z powrotem 8 km.  A wieczorem relaksik przy piwku. Zdecydowanie polecam to miejsce, a że czas nas goni jutro czas na góry.

Plan planem, a życie



 










Plan był prosty, znaleźć fajne miejsce nad oceanem. Informacje które dostaliśmy w hostelu mówiły,  walcie chopy do Santa Clara piękna plaża, tania baza hotelowa coś na zasadzie "będzie Pan zadowolony". Ja optowałem, żeby jechać te kilka godzin do David,  ale koniec z końcem stanęło na Santa Clara. Wzięliśmy takse na dworzec autobusowy kupiliśmy bilety i w drogę. Mój Hiszpański jest na tyle zły ze do gadałem się na bilet do innego Santa,  ale był na tyle dobry ze ten święty był tylko 7 kilometrów od celu. Jeszcze 1 busik i jesteśmy.  Drogę wskazał nam miejscowy barman, ale jak to barman skierował nas w lewo a nie w prawo. Minąwszy jedyny sklep i tu duży błąd bo nie zaopatrzyliśmy się w produkty spożywcze,  po pół godzinie doszliśmy do linii brzegowej. I tyle, cały brzeg był prywatny, żadnej szansy zajścia do oceanu. W końcu znaleźliśmy chałupe wystawioną na sprzedaż,  otwartą dla zwiedzających i udało się przebić.  A tam piasek, ocean słońce ach. ..
Poszliśmy w stronę wielkiego hotelu gdzie kłębiło się wiele ludzi spragnionych słońca z nadzieją ze znajdziemy sklep z wodą,  piwem, jakimś jedzeniem. I faktycznie,  ale ceny były drakońskie.  Cóż powiedzieliśmy na plaży i doszliśmy do wniosku ze czas jechać.  Jedno muszę przyznać,  że jeżeli człowiek weźmie ze sobą wszystkie niezbędne do przeżycia wiktuały,  noc na plaży mogła być cudowna.

Na głównej drodze zlapalismy autobus do  Santiago 6$ , a potem za 8$ busa do David.  W David kierunek hostel Purple House. A jutro Bocas Del Torro.  Czyli piasek, ocean, słońce ach... Mam nadzieję że ten strzał trafi wreszcie w cel. 

sobota, 27 lutego 2016

Panama City




Kierunek Panama , piechotą na dworzec,  bilet za 15,25 $ i skromne 9 godzin i jestem na terminalu w Panamie.  Uff całe szczęście że na terminalu jest supermarket, uzupełniłem zapas alkoholu, i mogłem kierować się na lotnisko odebrać kolegę Rocha.  Następne 2 tygodnie będziemy się szlajać razem. Żeby poruszać się po stolicy trzeba mieć specjalną kartę za 2$, doładować konto i w drogę bilet po mieście to 25  centów, a na lotnisko dojedzie się za dolara. Roch przyleciał o czasie, trochę po północy wiec po gorącym powitaniu,  poszliśmy spać na lotnisku.  Mieliśmy wcześniej zarezerwowany hostel na 2 dni. Rankiem poszliśmy na sławetne rondo kolo lotniska i złapalismy tani przewóz do miasta. To zwykle szkolne autobusy przemienione na miejskie,  są wolne,  tanie 0,5$ a zaletą jest to ze zatrzymują się na żądanie.

Pierwszy dzień w mieście,  to totalny odpoczynek,  drugiego dnia to kierunek stare miasto. Nasz hostel był w dzielnicy drapaczy chmur, podobno zbudowanych za pieniądze z kolumbijskiej kokainy,  czy to prawda, nie wiem ale wygląda to imponująco .
 Na stare miasto jest kawałek,  ale szliśmy brzegiem oceanu, pięknym bulwarem. Miałem teraz więcej czasu wiec muszę przyznać że ta stara cześć miasta ma swój niepowtarzalny urok. Widać napływ pieniędzy z kanału,  a może kokainowych.  Rudery które stały tam jeszcze kilka lat temu,  są sukcesywnie odnawiane.  Niestety w takich miejscach jest drogo,  choć to jedyne miejsce gdzie można znaleźć kartki pocztowe. Jednakże gdy wyjdzie się z turystycznej zony wchodzi się do fajnych slamsow i tam znaleźliśmy bar dla miejscowych gdzie olbrzymie danie, było za 4 $. 
Wracaliśmy tez piechotą i niestety Rochowi ujawniła się kontuzja stopy, nie dobrze, bo przed nami góry.

środa, 24 lutego 2016

Znowu w drodze

Piąta rano, rum daje jeszcze o sobie znać,. Na szczęście do Ticabus terminalu mam 20 metrów.  Bilecik paszport, no to jedziemy. Wybrałem tą opcję bo mimo kilku dolców więcej nie chciałem tracić czasu. Bilet kosztował 28,85$ no tak z 8$ może było by taniej. Ale ważny też jest serwis, bo mam wrażenie że jak przekracza granice sam to jakoś to jest drożej. Na granicy z Kostaryki musiałem dać gościowi który zajmuje się papierami 4$. I to było wszystko.
Bylem w San Jose. Okazało się że ostatnio zabrakło mi 4, 6 przecznic żeby trafić na terminal, ale w końcu byłem zadowolony z trasy którą wybrałem.  San Jose ani nie jest piękne ani brzydkie,  takie nic z kupą ludzi.  Można wszędzie płacić w dolcach, ale kurs zależy od widzi mi się. Wymieniłem więc 15$ żeby starczyło na bilet. W stolicy byłem o 16.30, nie wiedziałem o której jedzie normalny autobus.Ok o północy jedzie Ticabus, ale kilka dolców więcej, a zresztą i tak nie było miejsc. Jako że znałem juz trochę miasto, wszystko działa na zasadzie kwadratu pola złem na calle 5 avenida 16 gdzie przystanek ma Tracopabus.
Szczęście autobus do granicy, ostatni jechał o 18.30
Plan był żeby podjechać do miasta Neily,  przekim a do rana, jak ostatnio byłem wyglądało cicho i spokojnie,  a w dodatku są górki gdzie mógłbym w nocy rozbić namiot.
Oczywiście zaspalem i obudziłem się na granicy, no pięknie. Graniczne miasta to koszmar, ale okazało się ze da się przeżyć.  Wielka ława przed biurem emigrcyjnym skupiła mnie i jedną rodzinę z Kostaryki.  Wyciągnąłem mate, włożyłem słuchawki z muzą i poszedłem spać. I zapałem,  gdy się obudziłem kolejka była przeogromna.  Oficjalnie, granice otwierają o 8.00 ale zaczęło się od 6 tej. Kolejka szła szybko bo to tylko pieczątka i do widzenia,  koło toalet jest punkt gdzie kartą można zapłacić 7$ za wyjazd z kraju, warto to zrobić od razu, bo potem trzeba się spieszyć na panamską granice. Tam obsługa trwa bardzo długo,  średnio 6 minut na człowieka.  Wiem bo w kolejce spędziłem 3 godziny. Gdy koszmar się skończył,  złapałem busa do David za 2,3$. Potem szukałem juz tylko hostelu Purple House za 9$ w dormie.  I relaks.  Ale jak ktoś  nie chce iść przez całe miasto do tego hostelu, trzeba wysiąść przy supermarkecie 99 taki z bykiem nad nazwą,  dojść do KFC  a z tamtąd to tylko 3 przecznice.
Teraz Relax piwko za 64 ceny z marketu, darmowe wifi rano free śniadanie i kuchnia do użytku własnego.
Polecam ten Hostel Calle C Sur& Avenida 6

Może lepiej noc w Granadzie


San Juan Del Sur,  miasteczko w 100% turystyczne,  szkoły surfingu,  wypożyczalnie sprzętu , nurkowanie tylko nie wiem po co bo fajnych raf w okolicy nie ma bary dla bananowej młodzieży, i turyści, turysci i jeszcze raz turyści.
 Główna plaża miejska jest mało ciekawa, ale na lewo i prawo trochę po za miastem  plaże są boskie. Jako że Jan i ja jesteśmy starszymi osobami, wstajemy przeważnie o 6 tej lub 7 rano, to dobry czas żeby iść na plażę. Piechotą to około 45 min ale można się zabrać z ludźmi co jadą na surfing,  coś to kosztuje ale nie wiem ile. Wybraliśmy plaże po lewej.  No i co kąpiel w oceanie leżenie na plaży,  no bosko kolo 10tej zaczęło być tłoczno,  stwierdziłem ze ja wracam. Jan też wrócił tylko dla tego żeby Po kąpać się na drugiej plaży. Dla mnie to było wystarczająco. Pożegnaliśmy się pod pobliskim sklepem w centrum, chlodząc się litrów Victorią, polecam!!

Przez Rivas( bus 25 Cordoba) pojechałem do Granady.  Było przed zmrokiem jak wylądowałem w tym samym hostelu. A w hostelu był już .... nie, nie Jan tylko Żan nie wiem jak to się pisze po francusku bo to Francuz pełną gębą. Spotkałem go na  wyspie Ometepe.  Na taką okoliczność postanowiliśmy zrobić impre pod nazwą " KAŻDY ZNA JAKIEGOŚ JANA"  . Dołączyli się do nas Kanadyjczycy,  Szwedzi,  Niemcy a nawet ludzie z obsługi hostelu. Każdy znał jakiegoś Jana.
Pierwsza noc, gdzie spałem do 10tej,  ale i tak te 4 godziny snu to mało. Z Granady można łapać busa do Kostaryki,  Ticabus to taka firma która wiezie cię z Meksyku aż po Paname. Ja jednak bałem się ze od imienia Jan przejdziemy na inne imiona, a ze tak to wyglądało juz koło południa to pojechałem do Managui. Znów zatrzymałem się w tym samym hotelu, od razu kupiłem bilet na 6 tą rano do San Jose w Kostaryce. Gdy brałem prysznic usłyszałem ze ktoś mnie ściga na maila. I jak myślicie od kogo mail? Czeski Jan, jest hotel dalej, jutro jedzie do Salwadoru i wie gdzie jest piwo litrowe w barze za 45 cordobas. Sprawdziliśmy bar, miejscowy rum, zaczynając od 4  letniego a kończąc na 8 letnim, zjedliśmy po kawałku kurczaka do tego, cena 1 dolar za mały kawałek skrzydełka + cześć piersi ale za pycha. Jednak gdy wybila 20 pożegnałem sie. Co za dużo ...... jutro przedemną cały dzień w autobusie.

wtorek, 23 lutego 2016

Jeszcze piękniej :)



Jak zapewne wiecie, a jak nie to już wam piszę, obszar Ameryki Centralnej jest obszarem wulkanicznym,  dlatego częsienia ziemi, erubcje wulkanów nie należą do rzadkości. A co może dać mi większą przyjemność niż drink z parasolką?  Oczywiście wejście na wulkan. Okazało się że mój nowy znajomy Jan okazał się słownym człowiekiem i o 8.30 spotkaliśmy się na dworcu autobusowym. Za 1,5$ czyli 50 cordobas dojechaliśmy do miasta Rivas. Z tamtąd udaliśmy się taksówką na nabrzeże portowe, 1$ za każdego,  niestety nie ma innej opcji dostania się innym srodkiem transportu, można iść piechotą ale to godzina w upale. Promy kursują co godzinę,  nam trafił się taki mały i tani 1,20$, no i bezpieczny choć bujalo miło.
Nocleg znaleźliśmy w Hospedaje Central prawie na samej górze deptaka który prowadzi od przystani.  Właścicielka to przesympatyczna starsza babka z Kanady.  Nocleg kosztował 5,5$ a w hotelowym szynku można było zjeść i napić się litrowego piwa za 50 cordobas. Jan jest czechem i powiedział ze jego misją jest znalezienie  tańszej knajpy z piwem. I znalazł,  zaraz przy promie obok wielkiej rzeźby wulkanów można było się zabawić  10 centów taniej.
Z racji moich planów nie posiedzialem za długo. Rano kierunek wulkan.

Wszyscy chcą ci wcisnąć przewodnika za 15$, ale prawda jest taka ze nie potrzeba. Pod bramę parku podjeżdża autobus za 5 cordobas,  ja szedłem piechotą około 45 min. Przy wejściu uiszczasz opłatę w wysokości 85 cordobas  to 3$ i ważna rzecz powinieneś dostać opaskę na rękę ja nie dostałem i musiałem się grubo tłumaczyć rangerom w parku.
 Przez pierwsze 30 minut idzie się po prawie prostym, zawsze trzeba się trzymać lewej strony, bo można się zgubić na miejscowych polach. Potem zaczyna  się ostre podejście,  ale szlak utrzymany w bardzo dobrej jakości.  2 godziny idziemy lasem bananowo dzikim a pod samym szczytem zaczyna się golo. Miałem pecha i ostatnia część odbyła się w chmurze,  podobno gdy się wchodzi na wschód słońca wszystko widać klarownie. Cała trasa powinna zająć od 7 do 8 godzin. WARTO.
Drugiego dnia miałem wchodzić na drugi wulkan na tej wyspie ale sił mi zabrakło. Postanowiliśmy za tym wracać na stały ląd. 

Prom miał problem, za bardzo wiało,  od 9 do 16tej czekaliśmy w pobliskim barze na zmianę pogody.  Gdy myśmy zaczęli się bujać na wietrze a prom przestał udało nam się wrócić. Kierunek San Juan Del Sur miasto surferow,  barów i super plaż. Kolegi Czecha nie poznałem,  zafundował takse za 15$ do tego miasta, no widać to czekanie na prom rozmiękczyło go poważnie. Hoteli tam jest mnóstwo,  ale nic tańszego niż za 10$ nie znaleźliśmy.



niedziela, 21 lutego 2016

Poznajemy piękno Nikaragui



Stolica w ogóle mi się nie podobała,  duże miasto, zatłoczone,  głośne i chaotyczne. Postanowiłem pojechać do Granady. Autobusy odjeżdżają z okolicy uniwersytetu. Jako że było wcześnie poszedłem na piechotę, znam te tereny w końcu wczoraj błąkałem się tam z dobrą godzinę. Nie udało mi się nawet dojść do celu, kiedy bileter z autobusu zaczął krzyczeć Granada, Granada.  Tak,  jadę z wami, podróż to koszt 25 Cordoba czyli około 1$.po 40 min wylądowałem w centrum miasta. Jak w większości miast w Ameryce ulice są prostopadłe do siebie i z orientacją nie ma większego problemu.
 Znalazłem nocleg w Bearded Monkey za 6$. Wygodne łóżko piętrowe w dużej sali, prysznic i kawa za darmo, do tego wifi,  co tutaj wydaje mi się standartem. Obejrzałem miasto, poszedłem długą promenadą nad jezioro. Było na prawdę przyjemnie,  a  do tego wieczorem odbywał się festyn na centralnym placu z muzyką i wspaniałą wyżerką, tak że zaliczam czas do niezmiernie udanych. Na festynie spotkałem Czecha Jana i po kilku piwach i przemiłej konwersacji stwierdziliśmy że na wyspę Ometepe pojedziemy razem. Polecam to miejsce naprawdę warto

piątek, 19 lutego 2016

Managua







Znalazłem się w stolicy, hura! Teraz chciałem dostać się na dzielnice o nazwie Ticabus, gdzie podobno są tanie hostele. Można oczywiście wziąść taksówkę,  ale według mojej mapy to było tylko jakieś 2 kilometry, włożyłem plecak na plecy i w drogę.  Po godzinie błąkania się po okolicy, byłem dalej od tej części miasta iż na początku. I gdy tak stałem przy jakimś rondku po raz kolejny próbując zgrać mapę z terenem, podjechał jakiś kolo,  zapytał w czym problem,  i mówi wsiadaj zakręcony człowieku zawioze cię tam gdzie chcesz. Był to Kanadyjczyk mieszkający tu juz kilka lat. Lubie Kanadyjczyków.
 
 Hoteli w tej części miasta było faktycznie sporo, znalazłem nocleg za 10$ i wreszcie mogłem odpocząć. Prysznic, krótka siesta, i czas na miasto. Zdałem sobie sprawę ze od Panamy czyli jakiś 2 dni nic nie jadłem.  Nie jest to wielki problem bo mam z czego zrzucać te kilogramy,  jednak czas jeść. W knajpie dla miejscowych, takiej jakiej Lubie że pokazuje się paluchem co się chce zamówiłem nudle z mięsem i podrawkę z kurczaka. Wielki talerz był pełny a i tak kasjer przy kasie zdecydował ze to mało i do walił kolejną łychę nudli. Męczyłem się z pół
godziny z tymi specjałami.
 
 Cena 4$, ale warto. OK.  Brzuch  pełny,  ruszamy na miasto. Główna ulica prowadzi do jeziora tam muzeum , teatr, muzeum,  kościół,  a raczej,  ruiny, park, muzeum,  no i tle.
 Nie znam za bardzo historii Nikaragui,  wiem że Amerykanie rozwalili socjalistyczny rząd,  potem socjalistyczna partyzantka wygrała,  ale pojawiła się prawicowo faszystowska partyzantka imienia Adolfa Kaczyńskiego czy coś  nie ważne Managua nie jest godna zwiedzania, za każdym rogiem czaji się Chaves, Che Wenera, czy inny socjalistyczny satrapa Fidel. Nie jedźcie do Managui jak nie musicie.
RANO RUSZAM DO GRENADY. 

wtorek, 16 lutego 2016

Jak przejechać z Panamy do Nikaragui za 54$ albo mniej :)


Kilka jeszcze słów o Panamie. To hell dla palących, fajki ceny europejskie,  nie można praktycznie palić nigdzie, na pytanie wiślan czy można palić na ulicy, glina odpowiedział ze w zasadzie nie, ale jak jedna osoba pali to przymykaja oko, ale gdy zbiera się tłum palących, znaczy od 2 to można dostać mandat. I faktycznie to w ciągu 2 dni może na liczyliśmy 10 palących.
Niestety po wczorajszym raczeniu się  rumem Dawid zgubił,  lub ktoś pomógł mu zgubić komórkę,  tak że nasz wyjazd do miasta Dawid opóźnił się o kilka godzin. Policja i tego typu sprawy, znam ten komorowski bul,  sam straciłem laptopa w Nigerii. Wzięliśmy takse na dworzec autobusowy Albroock,  za 3 $ i mieliśmy szczęście,  za godzinkę bus do Dawid(15,25$).  Był czas żeby zakupić rum do autobusu. Dawid zjadł coś wegetarinskiego w subweju,  tak tak mają tu wszystko.  Niestety ceny wyższe niż w Europie. Gdy wchodzilismy do autobusu okazało se ze musimy mieć kartę która działa w Panamie na metro, busy no i peronowke.  Za 2 $ można wyrobić przy każdym wejściu na perony, 1 $ trzeba jeszcze doładować w okienku, tak że wszystko kosztuje 3$, a samo wejście na peron to tylko 10 centów.
Podróż trwa 9 godzin. Po drodze jest obowiązkowy przystanek na siusiu żeby coś zjeść. Jak ktoś głodny oczywiście.
W Dawid wylądowaliśmy kolo 22.30 był jeszcze czas żeby kupić piwko , wypić i pożegnać się z Dawidem. On zostaje w Panamie,  ja jadę do Nikaragui. W Panamie piwo pijesz na ulicy w stylu amerykańskim czyli opakowane. Kij z tym że w przeźroczystej reklamówce , ale zawsze. Dawid poszedł na szukanie noclegu, ja na dworzec przespać sie do 5.10 kiedy to bus napina na granice. Cena biletu to3$ , oficjalnie granicą jest otwarta 24/7 ale prawda jest taka ze otwierają od 7ej.
Na upartego możesz wjechać do Costa Ricy bez papierów,  tylko po co ceny jak w Londynie :(  ale po kolei.
Najpierw kasują 1 $ opłaty wyjazdowej. Przechodzisz przez Panamski punkt imigracyjny,  i kierujesz się do Costa.  Tam pan miał problem ze nie mam biletu powrotnego do Panamy,  ale lotniczy wystarczył ten do Europy.  Zobaczył czy mam jeszcze jakieś dolce na pobyt, pokazałem mu 50, bo tyle miałem powiedział ze jest Ok
 
Jestem wKostaryce.  Uff,  albo i nie uff.  Drogo, drogo, drogo, drogo itd.   
Na przeciwko biura emigracyjnego jest terminal gdzie można dojechać z Paso Canoas do miasta Neily 400 colonów.
W Neily złapałem busa do samej stolicy 15$.  W san Jose przeszedlem się przez miasto do innego operatora autobusowego po drodze zwiedzając  wielki supermarket, ale gdy butelka wody kosztuje ponad 3 dolce, stwierdziłem że fuckam ten kraj.
Z San Jose dojechałem do Liberi,  ale nie tej co myślicie,  bilet 8$
Jako że było późno,  wywaliłem się na rynku w Liberi,  pewnie spał bym tam do rana, ale upierdliwy koleś się przysiadl,  i pierniczył ze chce zabić Chińczyków,  przeca nawet w Polsce jest więcej Chińczyków niż tu. Nie ważne, poszedłem na dworzec. O 5 rano pierwszy autobus do granicy, bilet 3$. Oczywiście jak to na granicy: kupić sprzedać walutę wypełnić druk za ciebie, my ci pomożemy. Jak na poprzedniej granicy kurs był dobry, tu wszyscy ciulali.  Nie ma co sie przejmować z wymianą,  bo i tak można płacić w dolcach.
Czekają nas opłaty,  najpierw 8$ żeby wyjechać z Kostaryki.  Choć na rachunku pisze 7. Przypadek hmmm...
Potem 1  $ za wstąpienie do miasta którego nie ma po stronie Nikaragui,  na koniec 12$ za wejście do NIKARAGUI.  Jak gościu z autobusu zapytał czy chce dojechać do Managui, powiedziałem ze jak nie skasuje mnie za podatki, przejścia graniczne, opłaty następne dechę daję jedźmy! Miałem dosyć 2 i pół dnia w drodze. Ale jestem w Nikaragui! !!!

niedziela, 14 lutego 2016

Tanie latanie dla wszystkich




Właśnie tak, na fly4free.pl udało mi się znaleźć bilet do Panamy za 297€. Fakt z Amsterdamu,  ale dzięki nałożeniu się promocji z liniami autobusowymi dojechałem tam za 10€. Dzięki stronce z biletami,  a dokładniej forum , zgadałem się z kolegą Davidem,  który też załapał się na promocję.  Jak się okazało Dawid,  jest starym polskim załogantem z Amsterdamu, znamy tych samych ludzi,  byliśmy na tych samych imprach,  koncertach, akcjach, a i tak stanęło twarzą w twarz  dwóch obcych sobie ludzi.  Ta aaa... to chyba dobrze że wprowadziłem się z Adamu kilka lat temu, choć tęsknię za tym miastem i ludźmi.  Podróż była bardzo zawiła i dluga, najpierw Frankfurt,  potem Bogota i na koniec Panama. Dobrze w Bogocie kupić fajki jak ktoś pali bo w Panamie ceny jak w Eu. W Bogocie byliśmy po północy,  czyli śpimy na lotnisku, klima tak działa że człowiek wychodzi na zewnątrz żeby się zagrzać.  Na lotnisku zgadalismy się z 4 polaków z Wisły/ Londynu, też kupili bilety z taniej stronki flippo.pl Czyli kto szuka znajduje.  Około 5tej rano doszliśmy do wniosku,  że autobusy muszą już jeździć wiec ruszyliśmy na rondo przy głównej trasie,  z 500m od lotniska, zresztą widać je nawet z drugiego poziomu terminalu po prawej stronie.
  Z czyjejś relacji wiem ze bez biletu w postaci karty, nie można korzystać z komunikacji miejskiej,  ale za 50 centów ( Panama swojej waluty używa zamiennie z amerykańskim dolcem) możemy pojechać tak zwanym "chicken-Busem" czyli starym szkolnym busem ze stanów. Po godzinie jazdy w tłoku takim, że plecak był na naszej głowie, dosłownie, byliśmy w centrum.
 Tak się złożyło ze nikt nie szukał noclegu, bo wszystko było zabukowane wcześniej . Rozstaliśmy się,  pod hotelem wiślan i umówiliśmy się na 10 tą na miasto. Ja nie miałem nic zabukowanego ale poszedłem z Dawidem i w hostelu Posada1914 za dodatkowe 17 $ mieliśmy 2 kę ze śniadaniem a że akurat było
rano to skrzętnie z tego skorzystaliśmy. 
 
Ruszyliśmy na miasto brzegiem morza,  przyjemnie bo wiał wiaterek a temperatura w lutym to jakieś 30° . Stare Miasto jest na cypelku żadna rewelacja kościół,  ruiny dużo turystów, obeszlismy to wszystko w pół godziny. Gdy wracaliśmy przy przystani jest food court podobno ze swieżutkimi owocami morza. No cóż nie polecam krewetki dziwne, kalamary strasznie gumiaste a ośmiorniczki nawet nie umywają się do tych z Lidla,  nie mówiąc o tych od "Sowy i przyjaciół"
Postanowiliśmy kontynuować naszą znajomość i wieczorem umówiliśmy się na rum w hotelu Wiślaków.  Na dachu hotelowym pękały kolejne flaszeczki, czas mijał bardzo przyjemnie. Ale w końcu przyszła pora żeby się pożegnać.  My rano ruszamy do miasta Dawid,  oni wykupili wycieczkę na  dzikie indiańskie wyspy.

 

piątek, 5 lutego 2016

Znów w trasie

Zawsze mam problem z zakończeniem bloga i ostatnich dni wyjazdu nie opisuje. Może to wynik ogólnego zmęczenia,  zbyt dużej kasy która jeszcze została i potrzeby wydania je na używki, sam nie wiem. Ale jak już wiecie wróciłem szczęśliwy do domu. W zeszłą zimę byłem 6 tygodni na Teneryfie,  ale co tu opisywać nic szczególnego się nie działo,  a wiem to bo sprawdzałem przechodząc całą wyspę do okoła.  Zdobyłem wulkan, wszystkie szczyty z obu stron wyspy, wykąpalem się w morzu,  po smakowałem miejscowych specjałów i tyle. Kto na Teneryfie był to wie a kto nie był ten na pewno będzie.  I na pewno warto, ale nie dłużej niż 2 tygodnie.
Ta zima zapowiada się lepiej -kierunek Panama.  I tu nie odpuszczę i będę informował na bieżąco,  oczywiście na ile dostęp do internetu pozwoli.  A więc w drogę! !!