piątek, 11 grudnia 2009

Cztery godziny w stolicy i już na dołek.

Wysiedliśmy z autobusu przy jakiejś głównej ulicy. Chcieliśmy iść w stronę centrum gdzie znajduje się dużo tanich hoteli, ale podobno to zbyt daleko na piechotę, Wzięliśmy taksówkę. Jak się okazało niepotrzebnie, bo to co dla Sudańczyków jest daleko nam zajęło by to kwadrans. Miasto było puste, wymarłe, czułem się jak w filmie o zombi.Niestety wszystkie tanie hotele były pełne, chodziliśmy pytaliśmy i nic. Zrobiła się już pierwsza w nocy postanowiliśmy pójść na camping. Ale to nie było takie łatwe. Zostaliśmy zatrzymani przez policje za szwendanie się po nocy. Dwóch gliniarzy, w niebieskich uniformach, wyglądających jak obozowe ciury, jeden w płaszczu zimowym po kostki, drugi z beretem naciągniętym na uszy odprowadziło nas na posterunek policji. Mieli ze sobą wysłużonego kałacha który raczej im ciążył niż pomagał, więc nie było co dyskutować. Na miejscu staraliśmy się wytłumaczyć że idziemy na kemping i to we wszystkich możliwych znanych nam językach, niestety nic to nie pomogło. Kapitan stwierdził że nie ma co się szlajać po nocy i kazał nas odeskortować do hotelu. Na nic się zdały tłumaczenia że w hotelach nie ma wolnych miejsc, więc nasza trójka z obstawą uzbrojonych gliniarzy poczłapał na poszukiwania wolnych pokoi. Szwendaliśmy się ponad godzinę ale oczywiście nic nie znaleźliśmy. Na początku wydawało się to zabawne niczym ze Szwejka Haszka ale z każdą chwilą stawało się bardziej denerwujące. Gdy wreszcie w kolejnym hotelu ktoś znał angielski i wytłumaczył policjantom o co nam chodzi, ci postanowili że pojedziemy tam taksówką mimo że to było tylko 10 minut drogi. Znalezienie taksówki o czwartej rano okazało się trudniejsze niż noclegu Nie było rady, wróciliśmy na posterunek i dogadaliśmy się że przekimamy tu do rana Trochę dziwna miejscówka jak na pierwszą noc ale cóż, nie skuli nas, nie spałowali, więc nie ma co narzekać. Przypuszczam że cała ta akcja nie miała uprzykrzyć nam życia, ale raczej wynikała z ich bezinteresownej chęci niesienia pomocy. No cóż wyszło jak wyszło.

Jako że posterunek mieścił się w starych kontenerach, nie posiadał cel. Osadzeni spali po prostu pokotem pod płotem posterunku pilnowani przez kilku gliniarzy. Rano po pierwszych modlitwach wysłano ich do prac porządkowych, i polewania wodą klepiska przed komisariatem. My rozpoczęliśmy negocjacje mające doprowadzić do wypuszczenia naszej trójki. Udało się dopiero koło siódmej gdy kapitan się wreszcie obudził. Byliśmy wolni. Normalnie to z radości poszlibyśmy na piwo lub nawet szampana, niestety tu jest prohibicja, poszliśmy więc na czaj z mlekiem i słodkie pączki. O ósmej znaleźliśmy się na pustym Campingu starając się odespać noc. Po południu poszliśmy pozwiedzać miasto targ i zjeść coś dobrego. Czuliśmy jednak trudy wczorajszego dnia więc o dwudziestej spaliśmy jak dzieci. Ta dziwna nocna historia nie zmieniła naszego zdania o Sudańczykach, to naprawdę mili i bezinteresowni ludzie, otwarci na nowe znajomości, chętni do pomocy i lubiący pogadać nawet jeżeli mówią słabo po angielsku. Gdy opowiadaliśmy im co nas spotkało, byli przygnębieni że nasze pierwsze wrażenie było nieprzyjemne i tłumaczyli się z postępowania policji. Egipcjanie to przy nich wredne kutwy chcące cię wycyckać na każdym kroku. RADA: OLEJCIE EGIPT, PIRAMIDY ZOBACZCIE SOBIE NA DISCOVERY I PRZYJEŻDŻAJCIE DO SUDANU NAPRAWDĘ WARTO !!!

Brak komentarzy: