Przyzwyczajamy się powoli do wczesnego wstawania. Żeby gdziekolwiek
dojechać, trzeba być na dworcu przed godziną szóstą. Tutaj to jeszcze
noc. Z początku baliśmy się, że wśród wielu autobusów wyruszających z
Gondaru nie znajdziemy naszego do Bahir Daru. Na szczęście zaraz przy
wejściu jest pełno naganiaczy, którzy za darmo zaprowadzą cię na
miejsce, wytłumaczą konduktorowi dokąd jedziesz, na końcu opierniczą
miejscowych żeby się nie rozsiadali i zwolnili ci miejsce. Bahir Dar
leży nad Jeziorem Tana, z którego wypływa Biały Nil. Podróż
trwała 3 godziny i kosztowała nas 37BR. Jak zwykle, gdy wylądowaliśmy
na miejscu obskoczyło nas wielu naganiaczy oferując hotel, wycieczki
po mieście, po jeziorze i tego typu rozrywki. Olaliśmy wszystkie super
propozycje i postanowiliśmy znaleźć coś na własną rękę.
Zaryzykowaliśmy i wynajęliśmy pokój w domu publicznym. Właśnie tak,
wszędzie w Etiopii są hybrydy knajp, barów, dyskotek, burdeli i
oczywiście tanich miejsc noclegowych. Znaleźliśmy takie lokum zaraz
koło dworca, cena 30BR czyli 7,5 zyla za pokój oczywiście muza do rana
i pchły gratis, za inne przyjemności trzeba dopłacić, niestety nie
wiemy ile :).
Nora, bo tak to można jedynie nazwać, nie była nawet taka zła,
klepisko było dobrze ubite ściany dobrze obielone wapnem, na suficie
świeciła 25 W żarówa. Większość pomieszczenia zajmowało
podwójne łóżko, wyśmigane już przez dziesiątki, jak nie setki,
erotycznych wygibasów i został jeszcze do tego metr kwadratowy wolnej
przestrzeni na położenie plecaków. Dla nas bomba, było to na tyle
obskurne, że nie chciało się tam siedzieć.
Miasto przylega do jeziora i można je obejść w godzinkę, na każdym
kroku zaczepiają cię naganiacze oferujący przejażdżkę po jeziorze
połączoną ze zwiedzaniem monastyrów. Cena zaczyna się od 400BR za
wynajęcie całej łódki, nam się za bardzo nie spieszyło więc
chodziliśmy sobie bulwarem wokół jeziora, odpoczywaliśmy w parku
miejskim, w końcu, około 14tej, naganiacz wymiękł i zaoferował nam
podróż za 75BR od osoby. Wypłynęliśmy. Cała wyprawa składa się ze
zwiedzania trzech wysp, na których żyją mnisi pustelnicy opiekujący
się monastyrami, oraz skarbami wczesnochrześcijańskiej religii.
Naprawdę godnym polecenia był drugi kościół dostępny tylko dla
mężczyzn wstęp 50BR. Sam budynek był niedostępny dla zwiedzających,
gdyż wieki użytkowania oraz warunki atmosferyczne nadszarpnęły już
mocno jego konstrukcję. Najciekawsze rzeczy znajdowały się w pobliskim
pomieszczeniu przypominającym basztę. Oprócz przedmiotów
liturgicznych, krzyży, kropielnic, kadzideł sprzed setek lat były XIII
wieczne biblie, ręcznie pisane i malowane na wyprawionej skórze. Można
je było dotykać, kartkować do woli i oglądać z każdej strony. To jedyna
chyba możliwość, żeby w rękach trzymać dzieło sprzed siedmiuset lat.
Chcecie skorzystać, zapraszam do Etiopii, nie wiem ile lat to jeszcze
będzie możliwe bo ilość turystów wzrasta z roku na rok, a coś co
wytrzymało kilka wieków może rozpaść się w pył w przeciągu kilku lat.
Na zakończenie podpłynęliśmy do ujścia Nilu, niestety nie załapaliśmy
się na hipopotamy, których nie ma o tej porze roku ale przy brzegu
można było oglądać stado pelikanów. Tak czy inaczej wycieczka była
bardzo udana i warta polecenia.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz