niedziela, 3 stycznia 2010

Góry Semien - powrót

Nie spiesząc się zwijamy obóz i ruszamy do Chiro Leba. My, zdobywcy
najwyższego szczytu Etiopii, których nie przestraszy żadne podejście,
żadna góra, żadna przełęcz. Trasę powrotną robimy w półtorej godziny.
Jesteśmy na tyle wcześnie, że jest jeszcze czas na zjedzenie indżery i
wypicie piwka. Uznaliśmy z Bartkiem, że warto postawić jedzenie i piwko
skautom, za czas który spędzili z nami. Po jedzeniu, przyszedł czas na
przekonanie ich, iż jedziemy jednak ciężarówką, wbrew regułom
obowiązującym w Parku. Pomógł nam oczywiście kucharz, który przez przypadek przechodził obok - jak mówiłem - magik!!!
Skauci nie byli zadowoleni z tego pomysłu. Zgodzili się tylko żebyśmy
dojechali do pierwszego obozu. OK, lepsze to niż nic.
O 13tej podjechały ciężarówki, Mariusz zaczął ostre negocjacje, cena wyjściowa 2000BR za naszą szóstkę, skautów i tragarza jest zupełnie nie do przyjęcia. Po ogólnych przepychankach, wsiadaniu i zsiadaniu z auta zbiliśmy cenę do 800BR ale możemy dojechać tylko do obozu nr 1.
Ruszyliśmy krętą, utwardzaną drogą na pace ciężarówki marki ISUZU.
Serpentyny wiły się najpierw pod górę, a potem ostro w dół. Na pace trzęsło jak cholera, wszędzie kurz, nie było to dobre miejsce do prowadzenia konwersacji ale mimo wszystko próbowaliśmy rozmawiać z
miejscowymi. Pomimo, że to tylko 30 km, jechaliśmy około godziny. Po drodze, w obozie Chennek, wzięliśmy jednego z naszych tragarzy, który nie zrozumiał, że ma poczekać w Chiro Leba. Niestety, przez to nadzialiśmy się na przewodników innych wycieczek, którzy kazali kierowcy wyrzucić nas przed obozem nr 1, mimo że ten wcześniej wyraził chęć podrzucenia nas do Debark za dodatkowe 300BR. Przewodnicy dostają sutą prowizję od właścicieli vanów, które mogą zwozić turystów z gór. Z wioski, z której ruszyliśmy, przewóz kosztuje około 2500BR, nas wysadzono przed obozem Sankaber. Zostało 35 km marszu, nie ma szans żebyśmy doszli przed zmrokiem, dochodziła już prawie 15ta. Trzeba było postąpić ostro. Zatrzymaliśmy kolejną ciężarówkę, tym razem negocjacje prowadził Jacek. Kierowca zgodził się nas zawieźć za 400BR. Została jeszcze kwestia skautów, którzy nijak nie chcieli się zgodzić żebyśmy pojechali autem.
Wymogli na nas łapówę, po stówie na każdego. I tak mieliśmy im dać bonus więc nie było problemu. Dostaliby na pewno więcej po powrocie ale przekombinowali - ich strata. Bez problemu przejechaliśmy przez bramki Parku i po pół godzinie byliśmy w Debark.
Marta, Czapla i Aron zamelinowali się w jednym z droższych hoteli
Imet Gogo (dwójka 160BR). Powitali nas na werandzie. Hotel może drogi
ale piwko za 6BR. Byliśmy zmęczeni, chcieliśmy jak najszybciej
odmeldować się w biurze Parku, zmyć z siebie kurz z całej podróży,
napić się piwa i odespać. Niestety, kłamstwo ma krótkie nogi, nasi
skauci wygadali się, że byliśmy na Ras Dashen i musieliśmy dopłacić za
2 dodatkowe dni, bo inaczej nie dostalibyśmy własnych rzeczy.
Nie było co się kłócić, wywaliliśmy po 2 stówy – trudno, spodziewaliśmy
się tego. Wszystko skończyłoby się dobrze, gdyby kolejny warszawski kmiot,
Aron, nie zaczął robić bydło. Nie musiał dopłacać ale chciał pokazać kim to
on nie jest, zaczął się włamywać do schowka gdzie były nasze rzeczy.
Wszyscy wybiegli, wartownik przeładował kałacha. My także wybiegliśmy
ale nie po to by ratować ale zabić gnoja. Aron zaczął się wymądrzać,
straszyć polską ambasadą, policją i cholera wie czym jeszcze.
Wszystkim puściły nerwy, nawet najspokojniejszemu na tym wyjeździe
Krzyśkowi. Mieliśmy naprawdę dość, a ten przemądrzały dupek dalej swoje,
o zasadzie domniemanej niewinności i jakieś inne, zupełnie kosmiczne pierdoły.
Było nam naprawdę za niego wstyd. Przepychanka trwała z pół godziny.
Gdy już emocje opadły, okazało się że zepsuł zamek i musimy dopłacić
kolejne 200BR za naprawę. Awantura zaczęła się od początku. W końcu
Krzysiek ze swojej kieszeni wyłożył dwie stówy, bo Aron nie poczuwał się
do winy. Naprawa trwała kolejne pół godziny. Zmarnowaliśmy więc prawie
2 godziny przez idiotę. Zrobiła się noc, zadzwoniliśmy do Golda, żeby
załatwił nam bilety na jutro, niestety było już za późno. Zamelinowaliśmy się
z Bartkiem w najtańszym z możliwych hoteli za 25BR, nie zależało nam
na standardzie tylko na odpoczynku.

Brak komentarzy: