niedziela, 17 stycznia 2010

Dire Dawa - niespodziewana odmiana

Zwijaliśmy się z Hararu koło południa. Nie było co dłużej tam siedzieć
i odpowiadać na zaczepki naćpanych gości. Busem dojechaliśmy do Dire
Dawa. Jest to drugie co do wielkości miasto Etiopii. Na dworcu
dowiedziałem się że bus do Addis Abeby odjeżdża o czwartej rano i
kosztuje 92BR. Z racji tak wczesnego wstawania, nie szukaliśmy daleko
noclegu i zamelinowaliśmy się w najbliższym hotelu za 50BR.
Była sobota i zaczynało nam drastycznie brakować gotówki. Okoliczne
banki były pozamykane, więc poradzono nam żeby udać się na Tajwan
Market i tam popytać. Nie było wyboru, czas było ruszać. Market, dosyć
duży, zajmował się przede wszystkim handlem tekstyliami. Nie mieliśmy
problemu z wymienieniem 20 Euro. Ruszyliśmy dalej wzdłuż wyschniętej
rzeki, w korycie której ludzie zrobili sobie toaletę i wysypisko śmieci.
Smród był nieznośny, a do tego wszędzie latały sępy.
Szliśmy i szliśmy, aż znaleźliśmy się w centrum miasta. Okazało się ono
bardzo miłe i sto razy ładniejsze od Hararu, uroku dodawała mu parterowa,
kolonialna zabudowa.
Na końcu głównej uliczki znajdował się targ.
Pomimo, iż tu ludzie także żuli czat, nie było tylu nachalnych,
naćpanych kretynów. Ogólne wrażenie było bardzo miłe, w dodatku
nie spotkaliśmy tu żadnych turystów. Znaleźliśmy za to czynne banki i
wymieniliśmy jeszcze trochę pieniędzy. Poszlajaliśmy się trochę po mieście, wieczorkiem wypiliśmy piwko i poszliśmy wcześnie spać.
Jutro Addis Abeba!

Brak komentarzy: