W Aksum spędziliśmy 2 dni. Jak większość dotychczas odwiedzanych
mieścin tak i ta jest bardzo mała. Zapoznanie się z topografią nie
sprawia żadnego problemu gdyż są tu tylko dwie, krzyżujące się
ze sobą główne drogi. Trafiliśmy tutaj w czasie etiopskiego
Bożego Narodzenia. Etiopczycy obchodzą go tak jak wyznawcy
prawosławia, około dwóch tygodni po naszych Świętach.
W ogóle czasem tutaj jest dosyć dziwacznie, kończy się właśnie
kwiecień roku 2002. Jak by na to nie patrzeć jestem młodszy o 8 lat,
a co więcej tak właśnie się czuje :).
Podobny problem występuje z godzinami. U Etiopczyków godzina pierwsza
to nasza szósta rano. Ma to nawet sens, o pierwszej godzinie zaczyna
się życie a o 12tej się kończy. O pierwszej ludzie idą pracować, a
wszystkie autobusy ruszają w swoje trasy. Tak to sobie sprytnie
wykombinowali.
Wracając do Aksum. Głównym celem wszystkich wycieczek zmierzających
w tym kierunku są kamienne obeliski, stele, z których największa ma
33 m.To właśnie największa jest rozbita na 3 części.
W czasie okupacji Abisynii przez Włochy, faszystowski rząd "pożyczył"
sobie ją i dopiero kilka lat temu wróciła z powrotem na swoje pierwotne miejsce. O tym fakcie przypominają plakaty wychwalające wieczną przyjaźń między narodem włoskim i etiopskim.
W cenę biletu, 50BR, wliczone jest także zwiedzanie katakumb
znajdujących się pod obeliskami oraz ruiny pałacu Królowej Saby,
a także wielki głaz znajdujący się 6 km za miastem z wyrytym lwem.
Cóż, można to sobie darować, a stele w zupełności wystarczy obejrzeć
zza ogrodzenia. Kolejną atrakcją miasta jest muzeum i kościół
St. Mary Of Zion - wstęp 120BR. Akurat to miejsce naprawdę warto odwiedzić.
czwartek, 7 stycznia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz